poniedziałek, 18 lutego 2013

Advanced Open Water Divers


                Zgodnie ze złożoną obietnicą, chcielibyśmy podzielić się z Wami naszym doświadczeniem związanym z kontynuacją rozpoczętej nurkowej-przygody. Jak pisaliśmy w poprzednim poście, nie sposób było się oprzeć kursowi zaawansowanemu. I tak oto, zwieńczywszy nasz kurs Open Water Divers  małą imprezką, następnego dnia rozpoczęliśmy prawdziwą zabawę! 


Wspomniana impreza z naszą drużyną nurkową


                Rozpoczęliśmy go standardowo od zagadnień teoretycznych, których jednak nie było już aż tak dużo. Nawigacja pod wodą z kompasem i mapą, trochę o zagrożeniach (chorobach), które mogą się pojawić podczas głębszych zejść etc. 


Przygotowanie do nurka


                Od razu zostaliśmy, dosłownie, wyrzuceni na głęboką wodę – aby ukończyć kurs zaawansowany trzeba zejść na 30 metrów – od tego rozpoczęliśmy. Tutaj pojawił się mały problem, nurkowaliśmy na wraku. Niestety widoczność, mówiąc krótko, nie była zadowalająca. I tak oto, schodząc głębiej i głębiej Natalka wpadła w panikę! Najprawdopodobniej dostałam choroby azotowej, o której dokładniej możecie poczytać w linku.  Polega to na niczym innym, jak na lekkim wariowaniu pod wodą. W zależności od tego na co się nakręcasz przed zejściem, tak reaguje Twój organizm. Tak oto ja – jako naczelny hipochondryk, zaczęłam rozmyślać nad tym, jak to jest możliwe, że oddycham pod wodą. Później, nieświadomie, starałam się za wszelką cenę oddychać przez nos, co oczywiście mając maskę, jest niemożliwe. Dodam, że niewiele pamiętam z pewnych momentów tego nurkowania. Dokładnie jednak pamiętam, co zrobiłam pod wodą, kiedy nasza instruktorka podała nam specjalne tablice, na których przedstawione były poszczególne kolory, które wyglądają zupełnie inaczej pod wodą! (Pomarańczowy wydaje się być czarnym, a niebieski brązowym) Kolory podpisane były łamaną angielszczyzną i gdy zauważyłam tyle błędów oczywiście zdecydowałam się podpłynąć do instruktorki i wytłumaczyć jej, że te błędy trzeba natychmiast poprawić! Trochę obłąkana, gestykulując starałam się zwrócić jej uwagę. W tym samym czasie, Maciek niczym nie zrażony stawał na głowie i robił fikołki  (nie należy to do normalnych zachowań, kiedy jesteś 30 metrów pod wodą). 


Podwodne obłąkanie Natalki


                Słyszeliśmy o wielu jeszcze ciekawszych przypadkach. Do moich ulubionych należy kursant, który zobaczył na dwudziestu-kilku metrach, że płynąca obok ryba nie może oddychać pod wodą. Bez zastanowienia wyjął swój automat z ust i ścigał rybę, żeby podać jej powietrze :) Zdarzały się też przypadki „śmiechawki” pod wodą, które ustępują po wyciągnięciu nurka kilka metrów w górę. Na chorobę azotową zapada większość nurków na około 25 metrach, jednak w większości przypadków symptomy są niegroźne lub prawie niezauważalne (np. opóźniona reakcja, wolne liczenie podstawowych działań matematycznych). Objaw Natalki był „najcięższym” w naszej siedmioosobowej grupie.


Gotowi do zejścia pod wodę

                Kolejne zejście pod wodę miało na celu poprawienie naszych umiejętności nawigacyjnych. Na łapy założyli nam kompas oraz specjalny komputer, który pozwala sprawdzać aktualną głębokość oraz wylicza czas, który możemy spędzić pod wodą, aby nie dostać choroby dekompresyjnej. Oprócz tego mieliśmy naszkicować sobie mapy spot’u, na którym nurkowaliśmy i po wskoczeniu do wody i doprowadzeniu nas do pewnego punktu, zostaliśmy pozostawieni sami sobie. I tutaj pojawiła się ogromna niespodzienka – ja i Maciek, jako jedyni z całego naszego kursu zobaczyliśmy wszystko co chcieliśmy (rafy, rybki etc.) i szczęśliwie wróciliśmy do naszego statku! Mimo to nasza mapa na niewiele się zdała, nie byliśmy w stanie rozpoznać żadnych znaków charakterystycznych, jednak płynąc "na czuja" w odpowiednim kierunku wyznaczonym przez kompas udało nam się zobaczyć ciekawe rzeczy i wrócić do punktu startowego. Nie znacie naszego szczęścia! Wszyscy inni najzwyczajniej na świecie „stracili” tego nurka i musieli wrócić na powierzchnię po kilku minutach.  


Podwodne zajęcia - robienie węzłów w ramach kursu research and recovery

Po tym zejściu zdecydowaliśmy się na to, co przerażało nas najbardziej – nocnego nurka. I to przeżycie w mojej opinii było jednym z najlepszych w moim życiu. Do wody zeszliśmy po zmierzchu, było już kompletnie ciemno. Do rąk dostaliśmy latarki i to było wszystko na co moglośmy liczyć. Dzięki latarkom mogliśmy zobaczyć rafy w całej okazałości – tak jak wspomnieliśmy wcześniej, normalnie, pod wodą kolory są trochę inne – brunatne i brzydkie, a światło latarki podświetla je tak, że widać wszystko! Maciek czuł się trochę nieswojo, jednak u mnie przełamało to wszystkie bariery. Po raz pierwszy widzieliśmy pływające płaszczki, mureny, które w trakcie dnia ukrywają sie pod skałami. A najfajniej było, gdy zostaliśmy poproszeni o wyłączenie latarek – płynąc wprawia się w ruch plankton fluorescencyjny, który mieni się jak brokat :) Trudno to opisać, ale uwierzcie na słowo, że wygląda bajecznie!


Nasz podwodny sprzęt

Po obowiązkowym nurkowaniu na 30 metrów należy dodatkowo wziąc dwa inne kursy. Nasz dive master – Marta S. poleciła nam dwa, które po krótkim zastanowieniu wzięliśmy. Pierwszy nazywał się research and recovery i polegał na niczym innym jak odnalezieniu „zagubionych” pod wodą przedmiotów i wyciągnięciu ich na powierzchnie. Drugi to peak performance buoyancy, który polega na wyćwiczeniu umięjętności, która pozwala, powiedzmy, zawisnąć w wodzie. To był najlepszy możliwy wybór. Większość z naszych znajomych zdecydowałą się na wypożyczenie aparatu (dodatkowy koszt ok. 100zł). My uznaliśmy, że aparat można wypożyczyć zawsze, a ciężko o znalezienie osoby, która nauczy nas umiejętności, które ostatecznie zdecydowaliśmy się wybrać.


Relaks na plaży po nurkowaniu

Dziś jest już drugi dzień bez nurka, żyje nam się bardzo ciężko. Po tygodniu ciągłego schodzenia pod wodę nie bardzo wiemy co ze sobą zrobić. Codziennie sprawdzamy nowe spot’y nurkowe oraz szkoły, w których moglibyśmy zrobić tzw. fun dive. Niestety Maciek wciąż jest trochę zakatarzony, a Natalka ma totalnie zatkane zatoki. Z tego względu musimy poczekać jeszcze dzień lub dwa by znowu zejść pod wodę i zaspokoić swój nałóg... Z drugiej strony wczoraj przebookowaliśmy swój lot i zostajemy w Tajlandii troszeczkę dłużej :D ....

1 komentarz:

  1. W Polsce przyszła wielka zima, śniegu po kolana, wpadnijcie n kilka dni się ochłodzić :)
    Tu Babcia Danusia, pozdrawiam Was i całuję :)

    OdpowiedzUsuń