czwartek, 14 lutego 2013

Wardejny nurki

Pozdrowienia z Tajlandii!
                Jadąc do Tajlandii byliśmy pewni tego, że spróbujemy swoich sił pod wodą i zrobimy licencje nurkowe. Niezrażeni porażką ze wspinaczką na Ton Sai Beach wykupiliśmy kurs nurkowy i wyruszyliśmy na Koh Tao – jedną z najsławniejszych wysp do nurkowania w całej Azji. Wykupiliśmy kurs w szkole (link), która jest jednym ze światowych liderów w ilości wydawanych licencji nurkowych.
Płynąc sobie łajbą


                Kurs zaczęliśmy już 20 minut po przyjeździe do (dodajmy) luksusowego hotelu z klimatyzacją! – pokój był w cenie kursu, a my jesteśmy przeszczęśliwi. Na samym początku musieliśmy poznać całą teorię – w sumie około 8 godzin zajęć. Natalka ze swoim zacięciem do nauki była wręcz wniebowzięta – grube książki, mnóstwo nowych informacji – żyć nie umierać! Już kolejnego dnia mieliśmy zajęcia na basenie. Do tego momentu Natalka nie była do końca przekonana, czy to sport dla niej.
...
                W maju zeszłego roku postanowiłam wykupić intro-diving (próbne nurkowanie), gdzie instruktor robi wszystko za ciebie. Niestety, jak to w maju, wieczorem, mimo że na dworze było ok. 20 stopni to woda w basenie około 6! Nurkowanie w Warszawie było jednym z najgorszych doświadczeń w moim życiu - cała rozdygotana i półświadoma tego, co się dzieje. W ogóle miałam dość dużo wątpliwości, czy nurkować. Pzerażała mnie przestrzeń pod wodą i brak możliwości szybkiego wynurzenia (co tak naprawdę mogłoby się  źle skończyć, nawet śmiercią), stąd podczas naszej ostatniej podróży i kilku wycieczek do Egiptu nawet nie chciałam słyszeć o nurkowaniu.
...


                Lekcja w basenie była super! Nasze instruktorki wytłumaczyły nam wszystko, dokładnie, krok po kroku. Każdemu z osobna (grupa liczy 8 osób) poświęciły mnóstwo czasu. Co ciekawe, by zdobyć licencję PADI (a o taką właśnie się staramy) należy zaliczyć wszystkie ćwiczenia (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że będziemy musieli powótrzyć je na otwartej wodzie...), czyli: wyjmowanie automatu z buzi, zdejmowanie maski pod wodą, symulowanie utraty powietrza, korzystanie  z automatu drugiej osoby tj. buddiego itd. 


                I tak oto przygotowani ruszyliśmy na morze! Szczęście sprzyjało nam od początku – woda była w zasadzie krystalicznie czysta, nie bolały nas uszy i zatoki (co się zdarza dość często) podczas schodzenia do wody. Po pierwszym nurku zobaczyliśmy wieloryba! Tak, widzieliśmy wieloryba (Bryde’s whale link), w co nie mogli uwierzyć nawet nasi instruktorzy. Wszystko poszło łatwo i przyjemnie. Wieczorem wszyscy zdaliśmy egzamin teoretyczny i w zasadzie od razu podjęliśmy decyzję o zrobieniu kolejnego kursu – Advance Open Water Diver. Decyzje konsultowalimy chyba z każdym, z kim się da i ostatecznie nie mamy żadnych wątpliwości. Zaczynamy jutro!

Wieloryb, którego widzieliśmy - tak naprawdę wieloryby nie wyglądają tak jak w kreskówkach


                Co warto dodać, i co zaważyło w dużej mierze na naszej decyzji, to ludzie na jakich trafiliśmy. Po pierwsze mamy świetną grupę – osoby w naszym wieku: z Holandii (dwójka przyjaciół z Tilburg Univerity o dokładnie takich samych zainteresowaniach jak nasze oraz chłopak, który właśnie skończył dwuletnią, dobrowolna służbę w marines – gdzie m.in. ścigał piratów w Somalii), Izraela (para - są w naszym wieku, obydwoje odbyli trzyletnią służbe obowiązkową w armii, gdzie się poznali) oraz Argentyńczyka, który obecnie jest traderem w BNP Paribas w Hong-Kongu (btw. w Argentynie od kilku miesięcy obowiązuje zakaz wymiany pieniędzy na obce waluty, a Argentyńczycy zaczynają imprezę tj. wychodzą do klubu o 4 nad ranem!). Po drugie, mamy przewspaniałe instruktorki! Mają niezłożone pokłady cierpliwości, są przezabawne i mają trubo-dużo energii – dlatego też, szczególnie z jedną z nich, Natalka dogaduje się świetnie... pod wodą. ¾ grupy zostaje na Advance, tak więc, chcąc nie chcąc, nie mamy wyboru :)

Instruktorki i połowa naszej prze-super grupy


                Natalka: muszę pochwalić się co jeszcze widziałam:

  • Żółwia (!) – podczas mojego trzeciego nurka
  • Płaszczkę, które lubią siedzieć w ciemności, głęboko pod wodą
  • Rozgwiazdę
  • Rybkę Nemo, która o dziwo nie jest tak przyjazna, jakby się wydawało z bajki. Rybka Nemo ma swój jeden koral, do którego nie dopuszcza nikogo – nawet(?) nurkowie nie mogą do niej podpłynąć, aby się jej przyjrzeć. Pływa w kółko jak opętana i odstrasza wszystko co się rusza. Mimo wszystko jest piękna!
 
                Do tej pory nie widzieliśmy jeszcze rekina (Natalka nie chce go zobaczyć, za to reszta grupy bardzo), ale wrzucamy filmik, który przekonał wszystkich z nas, że rekiny wcale nie muszą być groźne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz