I tak oto
zdystansowani do całej sytuacji, cieszymy się polską wiosenką. Od naszego
powrotu minął już ponad tydzień i do tej pory ani razu nie pożałowaliśmy
podjętej decyzji. Mamy spokój, zaczęliśmy wycieczki po czytelniach i naukę na
poważnie – co najważniejsze.
Poznańska czytelnia Uniwersytetu Medycznego - druga w naszym czytelnianym rankingu czytelni, tuż po Singaurze |
Gdy wyjeżdżaliśmy Adam
powiedział nam, że jedna z naszych koleżanek z wymiany ma wujka w amerykańskiej
dyplomacji, który twierdził, że mimo tego, że sytuacja w mediach jest nadal
rozdmuchana (dwa tygodnie temu naprawdę tak było), to rzeczywista sytuacja na
linii USA – Korea Północna już się uspokoiła. Powiedział nam żebyśmy poczekali,
aż media przetrawią i zareagują na nowe informacje. Faktycznie tak było. 10
kwietnia minął spokojnie, w urodziny Kim Ir Sena – 15 kwietnia długo
wyczekiwanych fajerwerków nie było, a życie w Seulu toczy się spokojnie jak
zwykle. Poniżej możecie obejrzeć transmisję z setnych urodzin Prezydenta KRL-D.
Tak jak pisaliśmy
poprzednio, wiemy że kilka osób wróciło do domu. Podejrzewam, że nie mają
możliwości na powrotu na uczelnie w Seulu. Wiemy też, że osoby, które wyjechały
przeczekać sytuację w krajach „ościennych” już wróciły do Seulu, ale mimo
wszystko mają pewne obawy. Ostatecznie, cała reszta, która została w Seulu ma
się dobrze, bawi się w Soju hofach i niczym się nie przejmuje :) Reasumując, każdy jest zadowolony.
Szyld jednego z soju hofów - z niewiadomych przyczyn bary znajdują się albo w podziemiach albo na pięterku |
Soju jest tak niedobre, że sztuka jego picia polega na umiejętnym zmieszaniu go z piwem - tak aby zachować jego "właściwości", a zarazem nie czuć jego smaku |
Musimy jednak przyznać, że wyjazd z Korei
nie należał do najłatwiejszych. Pierwszy problem pojawił się przy pakunkach.
Jak to zwykle bywa rzeczy przybyło (szczególnie po weekendowych, szalonych
zakupach Natalki) i trzeba było nadać paczkę. Głównym problemem były rakiety
tenisowe, które kupiliśmy ze względu na to, że w szkole mieliśmy darmowe korty.
Do plecaka nie byliśmy w stanie ich wrzucić (zapewne by się połamały), a
nadanie tzw. bagażu sportowego kosztowałoby nas krocie. I tak oto dzięki Adamowi
paczka z naszymi gratami przywędruje niebawem do Polski.
Rakiety za wielkie pieniądze kupiliśmy z zamiarem grania w tenisa kilka razy w tygodniu (korty w naszej szkole były darmowe), graliśmy tylko dwa razy... |
Wysłanie paczki jest
bardzo ciekawą sprawą. Rozpatrując wszystkie inne możliwości, czyli: wykup
dodatkowego bagażu, dopłata za nadmiar kilogramów, przekazywanie rzeczy przez
znajomym, którzy akurat wracają z regionu, paczka okazuje się najwygodniejszą i
oczywiście najtańszą opcją. My wybraliśmy paczkę lotniczą (cena około 150zł za 5 kilogramów, paczka dotrze za ok. 2 tygodnie)
Kolejnym problemem, który całkowicie nas
zaskoczył była para, od której podnajmowaliśmy pokój. Mario (Pan-Mąż) już jakiś
czas przed naszą ucieczką z Korei wyjechał do Europy “w biznesach”, natomiast
Alice (której notabene imię poznaliśmy na kilka dni przed wyjazdem) postanowiła
na okres nieobecności męża zamieszkać u swoich rodziców. I tak od czasu do
czasu Alice wpadała zobaczyć czy dom stoi, a naczynia pozmywane i nawet
zapewniła nas, że na wypadek wojny/bombardowania/ataku przybiegnie po nas od
swoich rodziców (mieszkali około 10 minut od nas), zabierze nas do nich i razem
zejdziemy do piwnicy. Pomimo jej przekonującego tonu trudno nam było uwierzyć w
jej plan doskonały. Niestety do dnia naszego wyjazdu Mario nie powrócił z
Europy, a Alice nie miała czasu (albo chęci) przyjść do nas i “odebrać”
mieszkania, mimo tego, że dwukrotnie zapewniała, że przyjedzie. Jako, że drzwi nie były zamykane na klucz,
tylko na kod wyjechaliśmy z Seulu, nie żegnając się z naszymi współlokatorami.
O takie gościnność na wschodzie.
A oto nasz blok-apartamentowiec |
Podróż na lotnisko
przebiegła niespodziewanie gładko. Oczywiście nie licząc wypchanych, większych
od nas plecaków, które musieliśmy dotachać na lotnisko, gdzie zaczęły się
poważne problemy. Pierwszym był zakup magnesu (które zbieramy) – dotychczas okazał
się on być najdroższym, przebił nawet Sztokholm!
Najdroższy magnes świata! |
Drugi problem już
prawie nas przerósł – okazało się, zgodnie z naszymi przypuszczeniami, że nie
możemy wyjechać z Korei bez Alien Registration Card – dokumentu, o ktrym
pisałam wcześniej. Wprawdzi ja miałam zaświadczenie, że takową kartę wyrabiam,
ale ze względu na fakt, że Maciek nie miał nic, wolałam tego nie pokazywać. Mając
dosłownie kilkadziesiąt minut do odlotu, byliśmy zmuszeni zmagać się z
urzędnikami z Immigration Office,tłumaczyć czemu wyjeżdżamy, czemu nie
mamy karty, czy wracamy, czy uczelnia wie itd. ...
Spotkanie po latach - z Michałem poznaliśmy się w Singapurze - gościliśmy Go na couchsurfingu. Tym razem wpadł do nas po drodze do Japonii. Tego wieczoru zdecydowaliśmy, że wracamy do Polski |
W końcu, gdy jakimś cudem znaleźliśmy się w samolocie i mieliśmy startować to niestety, ale stewardessy nie mogły domknąć drzwi. Mocowały się z nimi jakieś 10 minut, w końcu gdy udało się je zamknąć „wypadliśmy” z kolejki do startów i musieliśmy czekać na tunel jakieś 30 minut (dodam, że w Moskwie, na cztero-terminalowym lotnisku mieliśmy godzinę na przesiadkę). Wtey pomyślałam, że wisi nad nami fatum. Na szczęście czarne myśli szybko uciekły i odbyliśmy przemiła podróż (znienawidzonym dotychczas) Aeroflotem. Ba, obsługa była tak miła, że gdy spytałam o dwie lampki wina, dostaliśmy cały zamknięty karton – żebyśmy sobie sami rozlali i zostawili pod siedzeniem na później...
Prezent od Aeroflotu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz