poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Świąteczne niesnaski na półwyspie



                W zeszły wtorek, po tygodniu nieobecności wróciłam do Seulu. Wszystko zapowiadało się wspaniale – jeden dzień szkoły i święta! Cztery dni wolnego – mnóstwo czasu na nadrobienie zaległości no i z drugiej strony błogie nic-nie-robienie. No i niestety ten oto Pan zepsuł nam nasze wiosenne humorki. 


                Pewnie macie dość informacji na wszystkich polskich portalach, które w sposób bardzo szczegółowy, a zarazem dramatyczny tłumaczą co tutaj się dzieje. My natomiast chcielibyśmy Wam powiedzieć, co tutaj tak  naprawdę się dzieję. Tzn. „naprawdę” naszym okiem. Reprezentujemy dwa bardzo odległe od siebie opinie, czy może raczej postawy. Ja jestem histeryczką, Maciek natomiast jest ignorantem. W związku z tym prawdziwa wojenka toczy się u nas w domu :)
               
                Przedwczoraj, kiedy sprawy z Kimem posunęły się już zdecydowanie za daleko (btw. czy wiecie, że nazwiska Kim i Park są najpopularniejszymi w Korei? Kowalski czy Nowak mogą się schować! Tutaj zdecydowana większość ma jedno z tych dwóch nazwisk) postanowiłam zaostrzyć środki prewencyjne. Na samym początku zdecydowałam się, po bardzo długim odwlekaniu, skontaktować się z ambasadą, a raczej poinformować MSZ, że przebywam w Korei, licząc na to, że ta informacja dotrze do Ambasady Polski w Korei Południowej i w razie czego zostaniemy ewakuowani samolotem rządowym. Co zabawne, nikt nas nie poprosił o dokonanie takiej rejestracji, ani SGH, ani koreańska uczelnia. Nie mieliśmy o tym też bladego pojęcia, dopiero studenci z innych krajów powiedzieli nam, że ich uniwersytety kazały (nie poleciły, nie poprosiły, kazały!) im to zrobić. I jak to mądry Polak po szkodzie myślałam, że będę musiała jechać do Ambasady (Maciek nawet nie chciał słyszał o tych „głupotach”), ale na szczęście na stronie MSZu odkryłam, że można zarejestrować się on-line.

I tak oto po kilku minutach byłam już zarejestrowana i zmusiłam Maćka do zrobienia tego samego – poddał się moim namowom. Uważam, że taka rejestracja to świetna sprawa – nigdy nie wiesz co Cię spotka, a tak informując MSZ, otrzymujesz w zasadzie, nazwijmy to, najwyższej klasy ubezpieczenie – bezpieczny powrót do domu W KAŻDEJ SYTUACJI. Myślę, że Ergo Hestia specjalnie nie pofatygowałaby się o wysłanie samolotu do Korei po Wardejnów, a Radek Sikorski i owszem :)

Później w zasadzie z czystej ciekawości zaczęłam przeglądać dokumenty i zalecane procedury „w razie gdyby”. I wtedy dopiero odkryłam prawdziwe kwiatki! Czytanie tego dokumentu zajęło mi kilka dobrych godzin, poniżej ciekawostki, które z niego wyciągnęłam.


W sytuacji kryzysowej nie można podróżować własnymi środkami transportu, co więcej Maciek powiedział mi, że podczas wojny (wedle konstytucji) wojsko może zarekwirować wszystkie samochody
 Poniżej widać co zaleca ktoś dużo mądrzejszy od nas.
Co każdy w Korei powinien mieć

Przezorny zawsze ubezpieczony, niestety to właśnie o to założenie w naszym mieszkaniu toczy się największa bitwa. Ja najchętniej wypłaciłabym jakąś gotówkę – gdyby coś – oraz nosiła ze sobą paszporty. Niestety wg Maćka obydwa pomysły są beznadziejne i uważa, że za bardzo panikuje. Może i tak jest, ale  z drugiej strony czułabym się spokojniej. 

Inne rzeczy, w które teoretycznie powinniśmy być zaopatrzeni
Najbardziej w całej liście podoba mi się chyba camp set - kto takiego nie posiada? Musze się też zgodzić z autorem publikacji, że wieczory w Korei są potwornie zimne! Amplitudy są bardzo duże, stąd wychodząc z domu rano w bluzie, wieczorem musimy się przebrać w kurtkę zimową.

Czemu nie uciekamy?
Bo uciec nie możemy. Po pierwsze Maciek nie ma wszystkich niezbędnych dokumentów, aby wyjechać z kraju – jesteśmy w trakcie „alien registration process” i dopiero po jego zakończeniu będziemy mogli sobie swobodnie podróżować.
Po drugie możemy mieć tylko 3 nieobecności na każdym przedmiocie (zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu). Myśleliśmy o tym czy nie wyjechać np. do Chin lub na Filipiny i nie przeczekać, zobaczyć jak potoczą się sprawy. Niestety taki dwutygodniowy wyjazd (o takim myśleliśmy) skończyłby się pięcioma warunkami na SGH, co kosztowało by nas 4500 zł. Wolimy nie ryzykować – myślę, że nikt nie uznał by naszego tłumaczenia, że baliśmy się wojny.

Co o sytuacji myślą Koreańczycy?
Tutaj zdecydowanie nikt nie boi się wojny i Korei Północnej. Każdy żyje swoim życiem i nikt nie wydaje się być zmartwionym. Dopytaliśmy się jak by to wyglądało, gdyby zaczęła się wojna. Wszyscy mężczyźni, którzy odbyli obowiązkową 21-miesieczną służbę są zobligowani do pojawienia się w wyznaczonych miejscach w Seulu w momencie, gdy zaczną wyć syreny. Ci z którymi rozmawialiśmy mówili, że jeszcze ani razu ani oni, ani ich rodzice tych syren nie słyszeli. Zdrowo imprezują, zaczynając wieczór o 17 i chyba tacy Koreańczycy po kilku butelkach soju byliby tylko kulą u nogi dla wojska... 
Z drugiej strony, ja i Maciek uważamy, że propaganda jest tu zakrojojna na bardzo szeroką skalę. Koreańczycy po prostu mają nie bać się swojego sąsiada i taka racja jest im wpajana od dziecka. Może to i dobrze... Niemniej jednak konfrontując nagłówki światowych gazet i opinię obywateli Korei widać, że coś tutaj wyraźnie nie gra.
A tak w ogóle to wcale się nie dziwie, że nasi rodzicie odchodzą od zmysłów i proszą nas abyśmy wrócili. Czytając artykuły na polskich (szczególnie właśnie polskich) portalach włosy stają nam dęba! Po pierwsze, zainteresowanym polecam odwiedzić albo Reuters’a albo The Korea Herald, gdzie informacje są nieco mniej napompowane niż na tvn24.pl. Następnie warto wszystko podzielić przez dwa, mając w głowie, że jest to temat gorący i chętnie czytany, a co się z tym wiąże przeładowany wyrwanymi z kontekstu informacjami.

Czego my się boimy?

Po pierwsze, co może wydawać się błahe, boimy się zamknięcia Korean Demilitarized Zone. Jest to taki pasek ziemi niczyjej, gdzie na codzień odbywają się wycieczki. Można tam pojechać, wejść do specjalnego szklanego tunelu i spojrzeć w oczy żołnierzom z obydwu Korei. Panowie stoją na przeciwko siebie przez cały dzień i mierzą się wzrokiem. Taka wycieczka kosztuje około 250zł i dostarcza wątpliwą przyjemność. Grupy wciąż tam jeżdżą, co potwierdza tezę, że póki co jest w miarę bezpiecznie.
Po drugie obawiamy się, że Korea Północna zabroni wjazdu do tzw. specjalnej strefy ekonomicznej Kaseong  pracownikom z Korei Południowej. Jest to region położony tuż przy granicy, po stronie Korei Północnej, gdzie wiele firm z Południa otworzyło swoje placówki i zatrudnia tanią siłę roboczą z Północy. Obydwie strony na tym zarabiają i do tej pory nie wydano zakazu wjazdu, można więc twierdzić, że wszystko jest pod kontrolą

Jednogłośnie (z innymi studentami) uznaliśmy, że w momencie gdy Korea Północna zacznie ostrzeliwać terytorium Korei Południowej (zazwyczaj tak zaczynają się tu konflikty – od ostrzeliwania wysp) lub zostaną zamknięte opisane terytoria wybieramy się na krótkie wakacje, aby odczekać i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja.

Świąteczne menu: kurczak w zielonym curry, jajka, kiełbasa krakowska, jedna bagietka (15zł), wafelki
Z okazji tego, że i u nas odbywały się święta (mieliśmy nawet wolne w czwartek i piątek) postanowiliśmy zorganizować mały obiad i świętować z innymi osobami z Polski, które są na wymianie. I tak po kilku kieliszkach wina (i oczywiście w przypadku chłopców – wódki) temat wojny i zagrożenia nie schodził z naszych języków. Toczyliśmy bezsensowną walkę na argumenty przez pół nocy, wymienialiśmy poglądy i oczywiście obawy. Mimo wszystko każdy z nas uważa, że Korea (a przede wszystkim Seul) jest jedyny w swoim rodzaju i nie warto stąd uciekać! Wszystkich odważnych zapraszamy do nas :)
 ______________________________________________________________________ 

Starsze niegrzeczne Koreanki
Zgodnie z obietnicą kolejny fakt, który irytuje nas w Korei. Dzisiaj przepychające się Koreanki. Zauważyłam, że problem rozpychania dotyczy tylko kobiet. Nie wiem kiedy koreańskie piękności o znakomitej figurze i zdumiewającej urodzie zmieniają się w niegrzeczne i opryskliwe baby! Taranują one całym swoim ciałem chodniki, wpychają się wszędzie gdzie się da i nie wyglądają na to żeby chciały przeprosić. Dodam, że wszystkie starsze Koreanki mają czarne krótkie kręcone włosy i bardzo ciężko jest je rozróżnić :)



               


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz