Nasza
koreańsko-meksykańska para, od której wynajmujemy pokój jakiś czas temu
zaklepała mieszkanie po drugiej stronie korytarza, które za tą samą cenę
oferuje dużo lepsze warunki. No i właśnie dziś nadszedł dzień przeprowadzki, nieszczególnie
na to narzekaliśmy, gdyż dzięki temu rozmiar naszego pokoiku wzrósł z 7 m2
do całych 10! Mimo odległości między mieszkaniami nie przekraczającej 3 metrów
nie było to łatwe zadanie, głównie ze względu na fakt, że Natalka jest w
Bangkoku, a meksykanin Mario w Europie w biznesach. Tak więc pozostałem tylko
ja i koreańska żona Maria, która tak przy okazji jest w ciąży; a przenieść trzeba
było wszystko, łącznie z lodówką i pralką. Całe szczęście w porę pojawiła się
cała rodzina Koreanki – w składzie: tata Kim i mama Kim (najpopularniejsze
nazwisko w Korei), a do tego wujek Kim wraz z ciocią i dwójką dzieciaków. W ten
sposób po niecałych 2 godzinach biegania wszystkie graty zostały przeniesione.
Nasz nowy, lepszy pokój! |
Po przerzuceniu wszystkiego rodzina zdecydowała
wybrać się na lunch, a że w nowym mieszkaniu nie było jeszcze gazu i bardzo
chcieli mnie poznać, to dostałem niecodzienną propozycję wybrać się na
niedzielny obiad z całą koreańską rodziną. W końcu miałem szansę zobaczyć typowe dania jedzone tu na obiad, i co najważniejsze i nie zawsze
oczywiste, jak się te potrawy je. Kuchnia koreańska to cały rytuał – każdy
dostaje do głównego posiłku 6-8 miseczek z różnymi dodatkami, tak zwanymi
banchan’ami, a każdy z nich ma inne zastosowanie – część jest do mięsa, część na
grilla, część służy jako przekąski. Ale to właśnie grill jest w tym wszystkim
najważniejszy, najpopularniejszym posiłkiem w Korei jest po prostu Korean
BBQ. Zatem z całą rodziną Kimów także wybraliśmy się do takiej
restauracji, wytłumaczyli mi, że w domu raczej nie jadają, szczególnie w
weekendy, bo to za dużo roboty dla żony. Wszyscy usiedli przy podłużnym stole,
pośrodku były otwory, do których obsługa po chwili zniosła rozżarzony brykiet i
kratki na grilla. Tutaj nikt nie grilluje za Ciebie, większą zabawą jest
robienie tego samemu przy stole. Gdy tylko usiedliśmy do stołu tata Kim od razu
zamówił soju (miejscowa 20% wódka, uwielbiana przez lokalnych i przyjezdnych,
ale chyba głównie za cenę: $1 w sklepie i maksymalnie 3 dolary w restauracji za
butelkę) i popatrzył na mnie wymownie próbując się upewnić, że będę pić razem z
nim. Nikomu nie przeszkadzało, że jest dopiero południe, a tu już trzeba wcinać
mięso z grilla i pić. Po kieliszku podczas obiadu chlapnął sobie każdy.
Po chwili na stół przywędrowały talerze ze schabem wieprzowym – świnka jest tu
zdecydowanie najpopularniejszym mięsem. Po wieprzowinie zaczęło się znoszenie banchan’ów
– każdy dostał:
- Ryż
- Marynowaną cebulę do zagryzania mięsa
- Sosik do mięsa, chyba z fasoli
- Kimchi – fermentowaną kapustę pekińską – standardowa przekąska, nadaje się też do grillowania
- Sól – każdy miał swoją w osobnej miseczce do maczania mięsa
- Makkoli – słodkie, mleczne wino ryżowe, które pije się z miski – przepyszne!
- Czosnek w kawałkach – do zgrillowania
Standardowy zestaw banchan'ów |
Do tego na środek stołu powędrowały jeszcze
talerze z warzywami, jakieś surówki i kilka innych dziwnych rzeczy, o które już
nie zdążyłem spytać. Na przystawkę była jeszcze najsłynniejsza koreańska zupa
jjigae – taki nasz rosół tyle, że na bardzo ostrej papryce i z tofu. O dziwo
swojego własnego talerza nikt nie dostał. Mięso i inne rzeczy z grilla są na bieżąco cięte na małe kawałki podczas grillowania i jedzone bezpośrednio znad
ognia.
Korean BBQ |
Przez cały posiłek rodzina próbowała mnie wypytać
o wszystko, jednak ze względu na fakt, że jedyną osobą mówiącą tam po angielsku
była nasza współlokatorka, to z tłumaczeniem w obie strony szło to dość
mozolnie. Dlatego głównie próbowali się porozumieć na migi i szeroko uśmiechać.
Cała sytuacja wyglądała prawie
identycznie jak polski, niedzielny obiad u cioci – dzieciaki biegały dookoła
stołu lub siedziały na Facebook’u, mama i ciocia Kim, cały czas się dopytywały
czy aby na pewno jestem już najedzony i czemu nie chcę więcej zjeść, a tata i
wujek przez cały obiad popijali soju i makkoli. Po obiadku obowiązkowy spacer
po okolicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz